MYŚL O POLSCE – AMARANTBLUE – SUB SPECIE FUTURUM

DIALOGUE-------E-PRUS-------ESSAY-------PHILOSOPHE-------POEMS1-------POEMS2

YOU TRANSLATE

28 listopada 2007

Zagubiony rękopis


Wyprawa w nieznane, wyprawa ku wolności, powinna się powieść. Dzień za dniem próbuję odszukać właściwą ścieżkę. Każdego następnego dnia jest ku temu szansa. Przychodzi wreszcie zmierzch i trudno stwierdzić, czy umknął właściwy trop, skuteczny sposób, istotna refleksja... Tak, w pogoni za wolnością mija czas. Marzenia senne także są echem poszukiwań. Przeczuwam nastrój tej osobistej wolności. Umiem określić jej racjonalne parametry. Widzę nawet scenografię, gdzie to mogłoby się wydarzyć... Zatem czy przeoczyłem jakiś element wolności? Element, może w istocie drobiazg, który decyduje o jej spełnieniu się tu i teraz, w Polsce, w Europie - wobec popromiennej choroby społeczeństwa.

Lecz te uwarunkowania fatalne dla mnie nie mają już znaczenia. Nie zamierzam "współcierpieć" w jakże upiornym kręgu "nie udaje się." Zaznaczam, będzie ostro, bo np. mam (zresztą od lat) fanaberię bycia wolnym i w ogóle nie przekonują mnie realia na niby.

18 listopada 2007

Był tuda, a Cara nie uwidieł

Ubawiłem się setnie - ostatnio na jesieni a.d. 2006. Wtedy więc przyjąłem zaproszenie i po raz pierwszy w życiu byłem w Pałacu Namiestnikowskim. Brata Cara nie było, ale za to uhonorowani Orłem Białym koledzy, którzy w latach ("nieodżałowanego") PRL konspirowali przede wszystkim na niwie płynów, a właściwie na płynnej niwie. Tak, tak, konspiracja w pewnym sensie rzecz płynna i przygodna. Zatem trochę zdumiałem się, widząc oto wytrawnych degustatorów docenionych i uhonorowanych w taki sposób. Nie wiedziałem, że wybitne dokonania na płynnej niwie są adekwatne do np. dokonań żołnierzy zdobywców Monte Cassino. Jest nawet lepiej, bo wspomniani żołnierze nie otrzymali Orła Białego. Ach, te uroki IV Rzeczypospolitej, boże ty mój, już się nie powtórzą. Przeminęły - a żałko, oh, żałko...

Dopisał na wspomnianej uroczystości cały świat parlamentarny i senatorski - no, prawie cały, bo niektórych nie zaproszono, nie byli godni lub kontestowali narodziny IV Rzeczypospolitej. Był również świat kultury, sztuki, nauki i persony, które wcisną się wszędzie, po prostu mają to we krwi. Lecz mimo tak znakomitej a zarazem licznej reprezentacji (Opus Dei też, a nawet Templariusze) Pan Prezydent i szacowni Medaliści gdzieś zniknęli. Kolega szepnął, że mają osobny stół za którąś ze ścian Pałacu Namiestnikowskiego... Jakby teatr w teatrze - eksperyment towarzyski? Novum jeśli chodzi o przyjmowanie gości, ale także novum - IV Rzeczypospolita. Starałem się usiąść z kielichem w dłoni obok portretu Sanguszków, lecz nie odnalazłem właściwego miejsca. A potem wybiły kuranty, wyschło źródło wina - i fagas wyprowadził za ogrodzenie.

Ani cara, ani jego brata - nie uwidieł.

10 listopada 2007

Do Leszka Janczury

Lecz pieśń Orpheusa nie przemija. Może jedynie umknąć naszej uwadze, przezorności i pamiętaniu o kresie. Co z tego? Rzeki czekają, ich wartki nurt, który rwie i przecina naszą drogę. Te rzeki musiał przejść Orpheus. I uczynił to lekką stopą. Nawet drzewa tańczyły przy jego pieśni. Gdyby tak każdy z ludzi mógł iść... to marzenie o innej doskonałości - nieboskiej doskonałości.

Jeszcze przejawia się ludzka doskonałość, która wyraża równowagę mroku i światła i dla każdej osoby inaczej realizuje harmonię. Lecz nieliczni chcą pójść śladami Orpheusa. Nie dlatego, że uwiodła ich pieśń. Idą nad krawędzie mroku i światła, bo uwierzyli, iż można wyzwolić się z potwornego kręgu... No cóż, jaki to krąg lub jakie kręgi trzeba pozostawić za sobą, by wyzwolić się?

Chodzę, drogi Leszku, po jesiennej Warszawie. Oczywiście, byłoby dobrze wspólnie przejść tę drogę, w trakcie spaceru porozmawiać istotnie - a potem wieczory spędzać w winiarni, piwiarni lub teatrze. Teatr - choćby po to, by pierwszą fikcję zakryć drugą. Chodzę po jesiennej Warszawie i liści jest coraz mniej. Światło przyblakło. Odór gęstnieje. Rozsuwam jesienną zasłonę, nie ma jeszcze świetlistego śladu stopy. Trzeba chwilę, ale tylko chwilę poczekać.

Przyglądam się współczesnej psyche, która ekspanduje tu i tam. Jakby nieustanne wybuchy Wezuwiusza. Gdzie więc, drogi Leszku, przejawią się Pompeje i Herculanum? Moim zdaniem w tym tkwi współczesny problem - czy też to wrażenie, efekt jesiennej depresji, spacery po Bielanach i Żoliborzu. Węch artysty podpowiada mi, że będzie źle... Ale ludzie w większości śpią. Coś tam "pichcą" i gotują na iskrze, nie mogąc rozdmuchać płomienia. Nakładają się na siebie warstwy, kręgi i poziomy rozwydrzonej psyche - która w zasadzie jest święta, a zarazem arcy-grzeszna, bo tka ułudę. Straszliwe czeka ją potępienie a jednocześnie święte wywyższenie w krainie luster.

Pieśń Orpheusa nie przemija. Jest drogowskazem.